No więc jak to wytłumaczyć. Od kiedy pamiętam, to jakby mnie pech ciągle gonił, czy klątwa, nie wiem jak to inaczej nazwać. Od kiedy skończyłem 22 lata, czyli już 11 lat, moje życie uczuciowe to jak środek wybuchu atomowego.
O co chodzi? Za każdym razem, jak spotkam kogoś nowego, to na początku wszystko jest super. Seks, dogadywanie się, wszystkie te sprawy idą gładko, dopóki mi nie zacznie na tej osobie zależeć (chodzi o to, kiedy się zakochuję, a nie tylko zauroczę). Wtedy wszystko się wali w mgnieniu oka. Żeby to zobrazować, podam kilka przykładów. Pytałem psychologów o radę, mówili mi żebym ukrywał uczucia i tak też robiłem. Stworzyłem coś w rodzaju "master planu", ale mimo wszystko, przeznaczenie jednak się nie oszuka. Zawsze kończy się to w ten sam sposób, w tym samym momencie. Oto kilka przykładów.
1. Normalny związek. Miałem wtedy około 24 lata - partnerka dawała mi wszystko czego potrzebowałem, czyli przyjaciela, kochanka, partnera i pokrewną duszę w jednym. Przez 9 miesięcy wszystko było idealnie, aż poczułem, że ją kocham i potrzebuję - i wtedy wszystko się posypało w ciągu 2 tygodni bez żadnej widocznej przyczyny. Próbowałem dowiedzieć się dlaczego, ale nigdy nie dostałem odpowiedzi. I zawsze mi się tak dzieje.
2. Związek internetowy. Tutaj to samo, w momencie, gdy zaczęły się rodzić uczucia, historia się powtórzyła (spotykaliśmy się często na żywo).
3. Związek otwarty, dobry seks, rozmowy, wspólne kolacje, wyjazdy na weekendy, do baru czy na dyskotekę. Zero spięć, rozumieliśmy się bez słów - efekt ten sam. Odpowiedź, którą dostałem, była zaskakująca – "coś jej każe odejść". Mówi, że dobrze się czuje, nie ma na co narzekać, ale musi to zakończyć mimo, że coś do mnie czuła.
4. Przyjaciele z benefitami
Znowu to samo: wysoki poziom rozmowy, dobry seks, wygłupy. Zdarzało nam się spać razem wtuleni, bez seksu, wszystko idealnie aż do momentu, kiedy zaczęło mi na niej zależeć. Efekt to unikanie, mniejsza ilość seksu i czasu, który mi poświęcała itd. Przestała nawet randkować z innymi przez mnie, aż do momentu, gdy ujawniłem swoje uczucia, choć nic nie zmieniłem w swoim zachowaniu.
Jestem tym wszystkim już strasznie zmęczony i sam nie wiem, gdzie szukać pomocy. Nikt nie potrafi tego wyjaśnić, a ja powoli naprawdę zaczynam unikać jakichkolwiek związków.
Powód jest prosty – boję się, że jak znowu coś poczuję, to znowu stracę kawałek siebie. Na koniec dodam, że wszystkie partnerki, do których nie przylgnęły moje uczucia, wciąż są blisko mnie i nie mam z nimi żadnych problemów.
Nie szukaj na siłę klątwy, bo naprawdę niewiele osób dzisiaj umie taką rzucić, żeby działała.
A co jeśli najpierw spróbujesz się zakochać, mocniej zaangażować emocjonalnie, a dopiero potem pomyśl o seksie?
Zobaczysz co się wtedy wydarzy.
Może jakaś psychoanaliza swoich zachowań? Albo psychoterapii?
Nie założyłeś od razu, że to działanie magiczne, prawda? Masz może kogoś na myśli, kto mógłby cię w taki sposób "obdarować" klątwą?
Wygląda na to, że prawdziwym celem stworzenia tego wątku było pochwalenie się swoimi domniemanymi osiągnięciami seksualnymi oraz wysokim ilorazem inteligencji.